Kiedy pisałem recenzję ‘Księgi Dżungli’ prawie rok temu, byłem już wtedy świadomy planu Disney’a o wskrzeszeniu ich całego katalogu klasycznych filmów animowanych. Drugim filmem poddanym reaktywizacji, pomimo że kolejka jest długa, została animacja z lat 90, która szybko przeszła do klasyki, Piękna i Bestia.
Prawdę mówiąc, dopiero po obejrzeniu oryginału kilka dni po pokazie, okazało się jak wierną adaptacją był film wyreżyserowany przez Bill Condon, twórcy ostatnich dwóch części “Twilight Saga: Breaking Dawn” oraz zwycięzcy dwóch oskarów w kategorii muzycznej za “Dreamgirls”. Głównym powodem na odgrzewanie starych hitów, jak również genialnym planem biznesowym, jest fakt iż tak naprawdę nikt nie pamięta dobrze filmów sprzed lat. Dla młodszych widzów, klasyki Disney’a to tylko jedna z wielu propozycji do wyboru, a od pojawienia się pierwowzoru pojawiło się setki nowych animacji w szczególności komputerowych.
Piękna i Bestia to pełnokrwisty musical, w momentach przechodzący z jednego numeru muzycznego w drugi. To normalnie byłoby głównym powodem dlaczego nienawidziłbym tego filmu. Nie potrafię w pełni wyjaśnić dlaczego tak się nie stało, ale rozmach z jakim każdy utwór został zaaranżowany, ogromna skala choreografii, scenografii i oprawy muzycznej powaliła mnie od pierwszej minuty filmu. Emma Watson jako tytułowa Bella, choć wybór z początku krytykowany, idealnie transformuje się w typową Disneyowską księżniczkę. Udowadnia tym samym, że z trójki aktorów sprzed laty wybranych jako odtwórców szkolnych czarodziejów, potrafi najlepiej oderwać się od piętna Harrego Pottera.
Film zaraz po wstępnej scenie wydaje się dość mroczny dla młodszej widowni, jednak szybko transformuje się w orgię kolorów, muzyki i tańca. Jest to wręcz idealne odzwierciedlenie klasycznej kreskówki, lecz każdy utwór uzyskuje tutaj swoją nową wersję, z zachowaniem liryki, gdzie oprawa muzyczna okazuje się jeszcze bardziej epicka. Śmiem nawet stwierdzić, że niektóre numery przebiją popularnością hit sprzed kilku lat, również od Disneya, ‘Mam tę moc’ z filmu animowanego ‘Kraina Lodu’.
Animacja wszystkich wygenerowanych komputerowo postaci jest perfekcyjna. Ian McKellen and Ewan McGregor użyczają głosu, dodając humoru i osobowości jako nadworna służba, zamieniona w domowe przedmioty. Wszyscy bohaterowie zaklętego zamku mają swoje charakterystyczne niuanse i tak jak w oryginalnej animacji, stają się głównymi bohaterami środkowej części filmu. Scena ‘Be my guest’ jest eksplozją kolorów i moim zdaniem kabaretowym fenomenem.
Muszę stwierdzić, że Bestia, po obejrzeniu wersji z lat 90tych, została troszeczkę utemperowana. Choć nadal z początku namiętnie rozgniewana i boleśnie rozdarta w sobie, uzyskuje tutaj trochę delikatniejsza osobowość.
Od pierwszej klatki do finałowej fazy zaklęcia, które na zawsze ma zamienić naszych bohaterów w domowe przedmioty, miałem wystarczająco dużo czasu aby rozkochać się w bajkowym świecie “Piękna i Bestia”. Disney bezbłędnie zagrywa na moich uczuciach jak na skrzypcach, i w momencie kiedy cała nadzieja jest już prawie stracona, z trudem powstrzymuję się aby nie rozryczeć się jak niemowlę. Perfekcyjny film dla całej rodziny, osobiście, zaskoczyłem samego siebie, że tak mi się spodobał. Nie wiem czy ilość muzyki nie odstraszy jakieś części widzów, ale jeżeli tak się nie stanie, to jesteśmy świadkami powstania kolejnego epickiego dzieła Disney’a. 5/5