Chciałem go zobaczyć najszybciej jak to było możliwe. Udało się. Nigdy nie miałem tak wysokich oczekiwań co do filmu. Niedziela, dziewiąta rano, Leicester Square.
London Film Festival (LFF) w tym roku prezentował go około miesiąc przed ogólną premierą kinową. Film oparty jest na oficjalnej biografii autorstwa Waltera Isaacsona, książkę tą opisywałem już w poście o Stevie Jobsie. Na ekran została ona zaadoptowana przez jednego z najlepszych scenopisarzy hollywood Aaron Sorkin. Scenarzystę odpowiedzialnego za Social Network. Reżyserem był Danny Boyle, którego nie muszę przedstawiać. Obsada roli samego Steva Jobsa zajęła bardzo długo, ostatecznie przypadła ona najbardziej pożądanemu aktorowi ostatnich lat – Michaelowi Fassbenderowi. Wszystkie składniki takiej produkcji zapowiadały gwarantowany hit.
Dopiero po 20 minutach przestałem traktować ten film jako biografię. Musiałem to zrobić, aby zacząć doceniać wszystkie inne aspekty tego obrazu. Ciężko było mi zaakceptować Michaela Fassbendera jako postać Steva Jobsa, którego znam z wielu wywiadów, oryginalnych materiałów filmowych oraz książek.
Akcja toczy się (oprócz flashbacków) podczas trzech historycznych prezentacji kluczowych produktów Apple. Choć druga prezentacja dotyczy produktu NEXT, firmy która została założona przez Steva po jego wyrzuceniu z Apple. Pomimo, że jest to adaptacja biografii, twórcy postanowili skupić się wyłącznie na kilku głównych postaciach, które ich zdaniem miały bezpośredni wpływ na życie tytułowego bohatera. Szef marketingu Johanna Hoffman, Steve Wozniak współzałożyciel Apple, Andy Hertzfeld jeden z członków pierwszego development team oraz John Sculley dawny CEO Apple, odpowiedzialny za zwolnienie Steva w 1985 roku. Jednak czołowym wątkiem był jego stosunek do córki Lisy, do której ojcostwa nie przyznawał się przez lata.
Teraz będzie nieprzyjemnie ale szczerze: nie obchodzi mnie jego związek z córką. Poważnie. Temat w filmie był wynudzony. Widać, że był to świadomy wybór twórców aby przedstawić wiele warstw osobowości Steve’a Jobs’a. Szacunek dla nich, że nie robili filmu pod publikę. Czyli pod ludzi takich jak ja. Ja chciałem zobaczyć biznes doliny krzemowej na najwyższym szczeblu, gdzie podejmowane były decyzję kształtujące dzisiejszy świat osobistych komputerów. W filmie pojawiła się jedna elektryzująca scena, kiedy dochodzi do sporu o władze w Apple, w pojedynku doświadczony dawny CEO Pepsi odnosi sukces, na skutek czego Steve Jobs traci pozycję w firmie, którą sam zbudował od podstaw. Dostałem wtedy to czego oczekiwałem, a tak naprawdę smak tego jaki ten film powinien być.
Poprzeczka została podniesiona bardzo wysoko i film pozostał bardzo interesujący. Trudno mi jednak sprecyzować docelową widownię. Ci którzy nie wiedzą o Stevie Jobsie prawie nic, otrzymają niemal fikcyjne przedstawienie jego osobowości. Ci którzy oczekują nowych szczegółów z życia swojego idola też nie mogą spodziewać się żadnych niespodzianek.
Ciekawym aspektem produkcji jest fakt, że każda kolejna prezentacja produktu rozgrywa się w innych latach, nakręcona kamerą specyficzną dla swojej epoki. Przechodzimy od ziarnistego obrazu 16mm z roku 1984, poprzez charakterystyczny filmowy wygląd 35mm w roku 1991 do cyfrowego materiału HD w 1998. Perfekcyjna korekcja barwna dodaje do tego specyficzny klimat dla każdego aktu.
Film zasługuje na więcej pozytywnych słów. Wciąga od samego początku. Nakłania do refleksji. Wyróżniająca rola Jeffa Danielsa jako pozornie bezwględnego szefa Apple w latach 1983–93. Nie jest to film o prawdziwym Stevie Jobsie tak samo jak Social Network nie był filmem o Marku Zuckerbergu. Ciekawa interpretacja fascynującego życia jednego z największych kreatorów naszego komercyjnego świata. Jeżeli nie zobaczysz go w kinie, nie panikuj, zawsze możesz go kupić później na … iTunes