Do tej pory ukazało się ponad 200 filmów z Tarzanem w tytule, czyniąc go najbardziej ekranizowaną książką w historii. Najnowsza adaptacja ma na celu wstrzyknąć w film dozę nowoczesności na miarę naszych czasów, obsadzając w tytułowej roli Alexander Skarsgård, znanego nam jako 1000 letni wampir Eric z kultowego serialu HBO, True Blood.
Ciężko było mi ocenić ten film z dwóch powodów. Pierwszy – pracowałem nad nim przez ponad 3 miesiące. Drugi – widziałem wcześniej wszystkie sceny z udziałem goryli, które okazały się najbardziej interesujące w całej produkcji. Pomimo wszystko, postanowiłem udać się do kina na pokaz dla wszystkich którzy pracowali nad nim i obiecując sobie, że będę szczery, informując Was o wszystkich zaletach ale i wadach tego co widziałem w sobotni poranek.
Pierwsze sceny przygotowują nas na epicką przejażdżkę, wyjaśniając powody dla jakich zdesperowany rząd belgijski postanawia zorganizować ekspedycję w głąb afrykańskiej dżungli aby zdobyć zasoby cennych kamieni mineralnych. W tym samym czasie, Tarzan, teraz udomowiony arystokrata angielski, zostaje przekonany aby udać się na wyprawę do Kongo wraz z żoną Jane.
Akcja koncentruje się na powrocie do ojczystej Afryki, gdzie Tarzan jako niemowlę, został przygarnięty przez stado goryli. Szkoda tylko że, dowiadujemy się o tym jedynie z flashbacków, które gnębią ucywilizowanego Lorda Greystoke. Całość zdecydowanie nie rozczarowuje, ale tak jak w niektórych momentach film ten jest w stanie trzymać nas w napięciu dzięki połączeniu niesamowitej formy wizualnej i dźwiękowej, tak nasze zaangażowanie w losy bohaterów pozostaje znikome. Osobiście winie za to trzy osoby. Pierwsza, odtwórca głównej roli, aktor Alexander Skarsgård, nie pozwala nam na chwilę uwierzyć w swoje wcielenie Tarzana za sprawą znikomej osobowości i braku charyzmy jako władca małp. Druga, Christoph Waltz, come on… To aktor który swoimi poprzednimi rolami potrafił wywołać ciarki na karku. Tutaj pomimo sposobności, pozostaje na drugim planie, jeżeli zakładamy że pierwszy plan w ogóle istniał. Trzecia osoba to reżyser, David Yates. Twórca ostatnich 4 części Harry Potterów powinien wiedzieć lepiej jak wskrzesić ogień w swoich aktorach.
To były wady i oprócz jeszcze kilku beznadziejnych ujęć z efektami wizualnymi, nie mogę się do niczego innego przyczepić. Samuel L Jackson dostarcza tutaj potrzebną dawkę humoru, bez której nie moglibyśmy traktować wszystkiego z przymrużeniem oka. Margot Robbie czyli żona Tarzana Jane, tak jak w Wilku z Wall Street, dodaje obrazowi więcej seksu niż stado goryli w okresie godowym, a jej zabójczy błysk w oczach uświadamia nam czego brakowało reszcie obsady.
Każdy znajdzie coś dla siebie. Pracując przy filmie, muszę zdradzić, że sześciopak Tarzana nie był w całości dorabiany komputerowo. Ukazanych jest wiele faktów historycznych o realiach imperialistycznej polityki i zarodkach niewolnictwa. Eskapizm kinowy na poziomie National Geographic połączony z History Channel. A najważniejsze to odpowiedź na pytanie, kto by wygrał w walce pomiędzy człowiekiem a gorylem. Mocne trzy liście laurowe, ale zdecydowanie nie cztery.
Pingback: Tygodniowy VLOG #008 – CRAZY TRAIN RIDE | Blog Łukasz Bukowiecki()